Inicjatywą Michelle Obamy w trakcie rządów prezydenckich jej męża, którą dietetycy mogli zapamiętać szczególnie, było zaostrzenie polityki dozwolonych rodzajów jedzenia, które mogą serwować stołówki szkolne w Stanach Zjednoczonych. Efektem miało być zmniejszenie ilości spożywanego sodu, tłuszczów nasyconych. Z drugiej strony kluczem programu było zadbanie o duże spożycie różnorodnych warzyw i owoców. To wszystko zaś miało przeciwdziałać epidemii otyłości wśród dzieci.
Dokładnie w dniu 56. urodzin poprzedniej pierwszej damy, USDA ogłosiło planowane zmiany (School Meals Flexibilities), które w zamierzeniu mają dać więcej wolności stołówkom szkolnym – przeciwnicy tych zmian mówią o tym, że otwierają z powrotem drzwi fast foodom.
Skąd te zmiany?
Choć data ogłoszenia wydaje się nieprzypadkowa (pomimo zaprzeczeń ze strony administracji USA) – USDA swoją propozycję motywuje zgłoszenia ze strony intendentów, którym zależy na tym, by zapewnić pożywne dania, które dzieci będą chętnie jadły. Jeśli pamiętacie zmiany w Polsce kilka lat temu, właśnie ten element był najczęściej poruszany przez przeciwników zmian. Dodatkowym argumentem jest obniżenie ilości odpadków.
W celu analizy sytuacji FNS (Food and Nutrition Service) przeprowadził spotkania ze szkołami. Obecnie po ogłoszeniu planowanych zmian są one otwarte na najbliższe dwa miesiące do publicznych konsultacji.
Co ma ulec zmianie?
Nie znamy jeszcze finalnego projektu – mowa jest na tym etapie o większej elastyczności programu. Skupiono się szczególnie na uelastycznieniu podejścia do warzyw. Wprowadzone ma być również większe zróżnicowanie śniadań – w tym decydowanie po stronie szkoły o tym ile warzyw, mięsa, alternatyw mięsa zostanie podanych. Przykładowo zamiast jednej porcji owoców obecnie wymagać się będzie tylko pół porcji.
Mowa jest także o dopasowaniu do potrzeb danej szkoły, grupy wiekowej dzieci. Część szkół może się też decydować na formę a la carte.
Co mówią krytycy?
Przede wszystkim krytycy tych zmian mówią o tym, że elastyczność może często oznaczać mniej warzyw i owoców oraz większą liczbę burgerów, frytek i pizzy w szkołach pod płaszczem preferencji smakowych uczniów.
Wskazuje się także na presję ze strony organizacji producenckich – np. ziemniaków, którym zależeć może na zmniejszeniu spożycia różnorodnych warzyw, gdyż zwiększa się wtedy udział spożycia ziemniaków. Mówimy o 30 milionach uczniów, więc wpływ na biznes jest tutaj bardzo istotny i nie powinno dziwić żywe zainteresowanie przemysłu.
Źródło: USDA