Arkadiusz Matras #DIETETYKABYME

Avatar photo

Cykl wywiadów z czołowymi przedstawicielami dietetyki w Polsce

ARKADIUSZ MATRAS – pasjonat dietetyki sportowej, który łączy sferę naukową z praktyką. Współzałożyciel Dietetyki #NieNaŻarty, na którym popularyzuje dietetykę opartą na faktach, dodatkowo zachęcając do aktywności fizycznej. W wolnych chwilach śmieje się z oleju kokosowego i bro-science.

DIETETYCY.ORG.PL: Panie Arkadiuszu, jest Pan osobą aktywną w środowisku dietetycznym. Prowadzi Pan stronę internetową, stronę FB, czynnie uczestniczy w konferencjach, a przede wszystkim motywuje swoich fanów nie samymi słowami – ale też własnymi sukcesami na polu sportowym. Jaki jest Pana zdaniem klucz do zbudowania silnej marki osobistej?

ARKADIUSZ MATRAS: Aktywność fizyczna towarzyszy mi od najmłodszych lat życia, to właśnie ona dała impuls i motywację do poszerzania swojej wiedzy z zakresu dietetyki sportowej. W moim przypadku „sukcesy” to chyba za duże słowo, lecz jeśli wpisy o charakterze sportowym zmotywowały choć jedną osobę do ruszenia tyłka sprzed komputera – chyba mogę powiedzieć o małym triumfie. Dietetyka wypełnia nader obszerną część mojego życia, lubię opowiadać znajomym co powinno lądować na ich talerzu w celu optymalizacji wyników sportowych (o ile są tym zainteresowani) i tłumaczyć dlaczego unikanie glutenu nie jest konieczne do trwania w zdrowiu. Często powyższą rozmowę wieńczyło „czyli to jednak nieprawda? Załóż może fanpage, bo teraz to każdy straszy tym jedzeniem” – no i tak się zaczęło. Edukowanie ludzi daje mi dużo frajdy, szczególnie zdając sobie sprawę jak wielki wpływ na zdrowie ma nasze odżywianie, a Internet jest do tego wyśmienitym narzędziem. Zmierzając ku odpowiedzi na pytanie, po dość przydługawym wstępie: nigdy nie interesowałem się rozwojem osobistym, działam w tej materii intuicyjnie. Patrząc jednak przez pryzmat bardziej doświadczonych i mądrzejszych kolegów z branży, uważam, że „dobry dietetyk z social media” wypowiada się na temat aktualnych trendów nie podążając tym samym ślepo za żywieniowymi modami, potrafi klarownie wytłumaczyć zawiłe zależności nawet ekstremalnemu laikowi, dyskutuje z oponentami w kulturalny sposób, opierając swoje twierdzenia o dowody naukowe, a nie własne obserwacje, a w razie pomyłki potrafi przyznać rację drugiej stronie. Dodatkowym atutem jest znajomość danych dyscyplin sportowych „od podwórka”, a jeśli dietetyk okrasza swoje wypowiedzi poczuciem humoru – z pewnością zostawiłbym mu lajka :)

DIETETYCY.ORG.PL: Opisuje Pan wiele ciekawostek i nowości naukowych z branży dietetycznej – jakie mity najczęściej pokutują wśród dietetyków, które prowadzą do nieporozumień i ostrej wymiany zdań na forach i grupach?

ARKADIUSZ MATRAS: Niestety nadal w naszym kraju dietetyk nie jest zawodem regulowanym prawnie. Na potrzeby rozmowy, umówmy się, że dietetyk to osoba z odpowiednim wykształceniem w dziedzinie żywienia, a „dietetyk” interesuje się zdrowym trybem życia i dokształca, czytając popularnonaukowe książki, czy też blogi (nikogo nie dyskryminując). Wśród dietetyków, powielanie mitów jest raczej rzadkością – szerzą je częściej osoby jako tako interesujące się naszą „małą medycyną”.  Zdecydowanym liderem są nasycone kwasy tłuszczowe i ich wpływ na rozwój chorób układu krążenia. Jeden z moich ulubionych tematów dotyczy również spożycia jaj – tak naprawdę to już sam nie wiem, które zdanie większość osób uważa za truizm: „Jaja to bogactwo witamin i składników mineralnych, a cholesterol nam niestraszny, dlatego nie musimy się ich obawiać.” czy „Spożycie jaj powinno być minimalizowane, bo kipniemy na zawał.” (dla niepewnych podpowiem, że to zależy :)). Choć zainteresowanie nimi w ostatnich miesiącach gwałtownie spadło, to na forach nadal podnoszony jest temat oleju kokosowego i glutenu. To według mnie topowa piątka, w której każdy czuje się ekspertem, a mimo to zdania nadal są podzielone.

DIETETYCY.ORG.PL: Rynek produktów suplementacyjnych dla sportowców jest obecnie bardzo dochodową branżą dla firm, które poświęcają niemałe budżety na działania marketingowe, często wprowadzające w błąd i dezorientujące nabywców. Jak wybrać wartościowy produkt, który spełni swoją rolę a nie posłuży jedynie jako droga substancja balastowa dla jelit?

ARKADIUSZ MATRAS: Oj tak, w zeszłym roku Polacy wydali na suplementy diety prawie 4 miliardy złotych, a liczba reklam produktów zdrowotnych na przestrzeni ostatnich 20 lat wzrosła dwudziestokrotnie (aktualnie co czwarta reklama w telewizji i co druga w radiu dotyczy suplementów diety lub leków), a w niektórych kręgach sportowych odsetek osób przyjmujących suple sięga 99% – te liczby robią wrażenie. Temat suplementacji jest bardzo złożony, lecz odpowiadając zwięźle – wybierajmy substancje mające potwierdzone działanie ergogeniczne. Polecam korzystać z podziału Australijskiego Instytutu Sportu, który skategoryzował suple na cztery grupy – A,B,C,D. Substancje z grupy A prawdopodobnie poprawią wydajność sportową, a zaliczamy do nich: kreatynę, beta-alaninę, kofeinę, azotany (sok z buraka) i wodorowęglan. Często dostaję zapytanie jaką formę kreatyny najlepiej wybrać – najkorzystniej wypada najtańszy monohydrat kreatyny.  Część suplementów (grupa B) działa w ściśle określonych sytuacjach i potrzeba więcej badań, aby móc wystosować odpowiednie zalecenia. Reszta supli to w zdecydowanej większości wydatek pieniędzy w błoto.

DIETETYCY.ORG.PL: W swoich wypowiedziach przykłada Pan dużą uwagę do materiałów źródłowych i rzetelnych badań naukowych – jak określić poziom wiarygodności doniesień naukowych i popularnonaukowych?

ARKADIUSZ MATRAS: Temat źródeł naukowych jest bardzo złożony. Moim ulubionym, graficznym przedstawieniem problemu jest „piramida wiarygodności” u szczytu której znajdują się meta-analizy, następnie badania randomizowane z grupą kontrolną, kohortowe, kliniczno-kontrolne, studium przypadków, a na końcu opinie ekspertów. Najlepszej jakości danych dostarczają te pierwsze – te ostatnie niekiedy należy przyjmować z przymrużeniem oka. Dobrym wyznacznikiem jest wskaźnik cytowań (IF, z ang. impact factor) czasopisma, w którym ów artykuł został opublikowany. W dietetyce sportowej należy zwracać dodatkowo uwagę na metodologię badań, przykładowo nie należy ekstrapolować wyników badań z udziałem osób trenujących trzy razy w tygodniu na elitarnych sportowców. Co do pozycji popularnonaukowych – nie polecam brać informacji w nich zawartych za pewnik, jeśli autor nie zamieścił odnośników do literatury naukowej (a jeśli zamieścił – sprawdzić tę informację :)), szczególnie jeśli sam tytuł jest już w pewien sposób ukierunkowany na daną strategię żywieniową lub produkt spożywczy, bowiem czego możemy spodziewać się po pozycji „pszeniczny brzuch” czy „niebezpieczne zboża”. Tę samą zależność proponuję stosować również w przypadku blogów – nie raz zdarzało mi się zajrzeć do literatury podlinkowanej przez autora, a po przestudiowaniu okazało się, że wnioski w niej zawarte w żaden sposób nie popierają hipotez stawianych w artykule.