Monika Selimi-Sokołowska #DIETETYKABYME

Avatar photo
monika selimi-sokołowska

Cykl wywiadów z czołowymi przedstawicielami dietetyki w Polsce

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA – dietetyk, dziennikarz zajmujący się nauką, organizator szkoleń dla studentów i dietetyków

monika selimi-sokołowska
DIETETYCY.ORG.PL: Pracowała Pani w radiu, prowadziła Pani program “Bez Recepty” w telewizji, a później została Pani dietetykiem i organizuje Pani szkolenia dla osób z branży. Skąd ten przeskok ze świata mediów do świata dietetyki ? To spora zmiana.

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Tutaj muszę użyć ulubionego zwrotu prawników – to zależy. Nie ma dziś programu w telewizji czy radiu, nie ma gazety, w której nie pojawiłby się temat żywienia. W zasadzie jest go więcej niż kiedykolwiek. Dzięki temu mogę łączyć to, co robiłam przez lata z tematem, który zawsze był mi bliski. To chyba najlepsze, co może nam się zdarzyć w pracy zawodowej, a co wcale nie jest takie częste. Znam zarówno dziennikarzy, jak i dietetyków, którzy nie lubią swojej pracy. Uważam, że w takim przypadku należy ją po prostu zmienić.

DIETETYCY.ORG.PL: Czy bycie dziennikarzem pomaga w byciu dietetykiem?

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Oczywiście, że pomaga, ale też przeszkadza. Z natury jestem bardzo dociekliwa i kiedy np. piszę jakiś artykuł, to mam otwartą taką ilość zakładek na komputerze, że czasem zapominam o czym właściwie pisałam (śmiech). Ja po prostu chyba lubię szukać odpowiedzi i stawiać sobie pytania. Niestety w dobie zalewających nas zewsząd informacji należy być ostrożnym. A najlepiej być sceptykiem. Dlatego też pewnie tak bardzo lubię się z Damianem Parolem i mamy za sobą ponad trzy lata owocnej współpracy. To najrozsądniejszy sceptyk jakiego znam. Nigdy nie owija w bawełnę. A jeśli to robi, to niezwykle umiejętnie (śmiech).

DIETETYCY.ORG.PL: Damian Parol jest jedną z osób, które prowadzą u Pani szkolenia. W jaki sposób dobiera Pani kadrę szkoleniową? Nie jest to prosta rzecz, biorąc pod uwagę liczbę firm szkoleniowych i dietetyków, którzy szkolą.

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Zgadza się. Dlatego często rezygnuję z jakiegoś tematu, ponieważ nie widzę nikogo, kto mógłby zrobić to bardzo dobrze. Bo tylko dobrze nie wystarczy. Mam jedną główną zasadę: szkolenie powinna prowadzić osoba, która specjalizuje się w danym temacie. Zapisałam się kiedyś na szkolenie z dietetyki sportowej i trafiłam fatalnie. W moim odczuciu oczywiście. I już w trakcie szkolenia wpadłam na pomysł, że trzeba dać ludziom rzetelną wiedzę. Zadzwoniłam więc do Damiana Parola, który wcześniej wypowiadał się jako ekspert w moich artykułach. Później zaprosiłam też do współpracy kolegów z Dietetyki Sportowej i tak się zaczęło. Udało mi się znaleźć osoby, z którymi współpracuję na stałe, z którymi się lubię i które uważam za bardzo dobrych specjalistów. Przy tym są to osoby, które mają dużo pokory wobec nauki i są lojalne. To ważne cechy, o których często zapominamy.

DIETETYCY.ORG.PL: A jak ocenia Pani rynek szkoleń w Polsce?

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Nie oceniam. Powinni to robić ci, którzy uczestniczą w tych szkoleniach. Jeśli ktoś ocenia konkurencję, a najczęściej robi to negatywnie, to albo się jej boi, albo czuje się niepewnie z tym, co sam robi. Wypowiadając się publicznie w sposób niepochlebny o konkurencji tak naprawdę, mówiąc kolokwialnie, strzelamy sobie sami w kolano. Tracimy obiektywizm w oczach innych osób, najczęściej naszych potencjalnych klientów. Nie wyobrażam sobie, żeby wykładowca, który ze mną współpracuje krytykował inną firmę szkoleniową, a takie rzeczy się niestety zdarzają. Można merytorycznie dyskutować o tym, jaką wiedzę ktoś przekazuje. Można się z nią nie zgadzać, ale nie można bezpodstawnie krytykować. Wychodzę z założenia, że dobre szkolenie samo się obroni. Generalnie wszyscy na rynku dobrze się znamy, jeździmy do siebie na szkolenia, rozmawiamy, wymieniamy doświadczeniami. Ostatnio na jednym z naszych szkoleń daliśmy zniżkę na konferencję, którą organizuje firma konkurencyjna. Bo dlaczego mielibyśmy tego nie zrobić? Przecież wszyscy gramy do jednej bramki. Ci, którzy faulują. w końcu dostaną czerwoną kartkę i zejdą z boiska, to kwestia czasu.

DIETETYCY.ORG.PL: Na co dzień pracuje pani również w gabinecie. Gdzie widzi pani największe trudności w pracy z pacjentem?

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Jeśli pacjent przyjdzie do dietetyka, to mamy już połowę sukcesu. Problem w tym, że często ludzie do nas w ogóle nie trafiają, np. dlatego, że lekarz przepisał im leki, więc w ich odczuciu nie trzeba już nic więcej robić. Bardzo ważne jest, by pacjenta przekonać do siebie, traktować go jako partnera. Zaufanie to rzecz najważniejsza. I nie chodzi o to, by pacjent dostał od nas rozpiskę z informacją, że w poniedziałek ma zjeść dwie kromki chleba żytniego z twarożkiem i trzy plasterki pomidora. Lepiej według mnie sprawdzają się plany żywieniowe, chociaż są i tacy pacjenci, którzy muszą mieć kartkę na lodówce. Czują wtedy większą motywację. Swoich pacjentów uczę przede wszystkim zmiany nawyków. Często zapominamy, że ludzie niełatwo rezygnują z tego, co jedli całe życie. Zamiast zabraniać lepiej pokazać im, że ich ulubioną potrawę można przygotować w zdrowszy sposób. Szczególnie jest to ważne w pracy z osobami starszymi, które przecież nagle nie zaczną jeść awokado czy puddingów z nasionami chia, a takie diety już niestety widziałam. Znajoma psycholog powiedziała mi kiedyś, że nie wierzy już dietetykom i nie będzie korzystała z ich porad. Dlaczego? Bo nie słuchacie – odpowiedziała. Za każdym razem dostawała w diecie produkty, których nie lubiła. Dlatego pytajmy i słuchajmy.

DIETETYCY.ORG.PL: W swojej pracy wykorzystuje Pani wiedzę na temat genów pacjentów. To nowy trend w dietetyce. Sprawdza się?

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Większość moich pacjentów ma możliwość wykonania testów genetycznych, które niewątpliwie pomagają mi spojrzeć na daną osobę nieco szerzej. Dzięki testom możemy dobrać indywidualną dietę, opierając się na informacji m.in. o tym, jak pacjent metabolizuje węglowodany, tłuszcze czy białka, jak jego organizm radzi sobie z detoksykacją czy w jaki sposób toleruje niektóre pokarmy. Ostatnio dość często słyszy się, że pacjenci, a w zasadzie przede wszystkim pacjentki badają sobie gen MTHFR. Koduje on enzym zwany reduktazą metylenotetrahydrofolianu, która z bierze udział w procesie przekształcania homocysteiny w metioninę. To bardzo ważne badanie. Pacjenci z mutacją tego genu często mają wysoki poziom homocysteiny, co np. u kobiet skutkuje problemami z zajściem w ciążę czy poronieniami. Wynik takiego badania jest bardzo ważny chociażby w kontekście suplementacji kwasem foliowym, który powinien mieć formę już zmetylowaną. Myślę, że za kilka lat każdy dietetyk, zanim zacznie przygotowywać dietę dla pacjenta, będzie miał wiedzę o genach, które są istotne w kontekście żywienia. Jakiś czas temu miałam przyjemność przeprowadzić wywiad z profesorem Giovannim Scapagninim, który ukazał się w „Focusie Medycyna”. Profesor jest naukowcem, który badał m.in. mieszkańców Okinawy. To jego zespół odkrył tam „gen długowieczności“ , który Okinawczycy aktywowali właśnie żywnością, a konkretnie kwasami omega-3 pochodzącymi głównie z alg. W rozmowie ze mną profesor powiedział, że my, dietetycy powinniśmy na każdego patrzeć indywidualnie i nie skupiać się za bardzo na kaloriach, bo nie jest ważne, ile się „wrzuci do pieca”, ale ważne jest to, co się wrzuca. I w większości przypadków trudno się z tym nie zgodzić.

DIETETYCY.ORG.PL: Z Pani publikacji można wnioskować, że propaguje Pani dietę wegetariańską. Czy uważa ją Pani za najlepszą?

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Nie ukrywam, że ten schemat żywieniowy jest mi najbliższy. Kiedyś intuicyjnie wyeliminowałam mięso, z czasem włączyłam ryby i owoce morza i od dłuższego czasu jestem diecie na diecie pescowegetariańskiej. Jak się okazało, moje geny wywodzące się z basenu Morza Śródziemnego potrzebują właśnie takiej diety. Uważam, że częściowa lub nawet całkowita eliminacja mięsa zawsze będzie korzystna. Jestem ogromną fanką dobrej oliwy z oliwek. W kontekście ostatnich badań profesora Marka Naruszewicza nad olecainą w oliwie uważam, powinniśmy jeszcze bardziej wykorzystać jej ogromny potencjał. Wracając do diety wegetariańskiej, mamy w Polsce naprawdę świetnych specjalistów: Damian Parol, Hanna Stolińska Fiedorowicz, Iwona Kibil. Jest od kogo się uczyć.

DIETETYCY.ORG.PL: Czy poleci Pani jakąś książkę, którą dietetyk chętnie przeczyta w wolnym czasie?

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Przecież dietetyk w wolnym czasie czyta PubMed! (śmiech) A tak serio, ostatnio przeczytałam „Gen. Ukryta historia” Siddharthy Mukherjee, amerykańskiego onkologa i hematologa. To historia genetyki od czasów starożytnych do współczesnych. Pokazuje ona, jak bardzo fascynujące są geny, ale jak też że genetyka jest niebezpieczna i kontrowersyjna. No i można się dowiedzieć, że np. Mendel kompletnie nie radził sobie na egzaminach. W zasadzie większość oblewał, a jego piętą achillesową była… biologia. To pocieszająca informacja dla wszystkich studentów dietetyki (śmiech).

DIETETYCY.ORG.PL: Ma Pani swoje ulubione motto?

MONIKA SELIMI-SOKOŁOWSKA: Tak, towarzyszy mi ono od zawsze i w pracy, i w życiu prywatnym: „Nie wystarczy mówić do ludzi, trzeba mówić do rzeczy“.