Wywiad z: Viola Urban

Avatar photo
viola urban

WYWIAD Z VIOLĄ URBAN – DIETETYKIEM, FOTOGRAFEM KULINARNYM, AUTORKĄ POPULARNEGO BLOGA „OKIEM DIETETYKA” ORAZ KSIĄŻKI „PORANNE INSPIRACJE” (RECENZJA)

JUSTYNA BYLINOWSKA, DIETETYCY.ORG.PL: Pani Violu, jest Pani bardzo aktywna w Internecie na wielu płaszczyznach: od bloga, moderowania grupy na Facebooku, przez fotografię i warsztaty kulinarne, po książkę z autorskimi przepisami. W czym tkwi sukces pozwalający na przyciągnięcie pokaźnej grupy odbiorców?

VIOLA URBAN: ? Miło mi to słyszeć. Sama nie określam tego co robię mianem sukcesu. Za sukces uważam to, że robię to co lubię, z markami które cenię, dokładnie wtedy kiedy chcę. Ta wolność jaką dalej mi praca na własny rachunek połączona z łączeniem wielu pozornie nie pasujących do siebie dziedzin daje mi ogromną satysfakcję. Myślę, że reszta jest tego wypadkową. Uznałam bowiem pewnego dnia, że nie chcę powielać utartych wzorców jakimi podąża wielu dietetyków. Chciałam sobie stworzyć zawód, którym nigdy się nie znudzę, stanowisko pracy, które będzie ewoluować razem z moimi zainteresowaniami. Chyba mi się to udaje. Dzięki temu, że praca sprawia mi ogromną radość, nauczyłam się konsekwencji, a to właśnie ona (przynajmniej moim zdaniem) jest kluczem do tego co nazywa się sukcesem.

DIETETYCY.ORG.PL: Wszystkie te przedsięwzięcia, aby były perfekcyjne, wymagają ogromnego zaangażowania i nakładu pracy –  jak w związku z tym wygląda Pani work-life balance?

VIOLA URBAN: Właśnie w tym perfekcjonizmie tkwi spory problem. Z natury jestem pedantyczną estetką skupioną na szczegółach. Być może dlatego udaje mi się tworzyć stosunkowo apetyczne zdjęcia i merytoryczne teksty. Z drugiej jednak strony przysparza mi to całkiem sporo kłopotów. Mówi się, że zrobione jest lepsze od perfekcyjnego. Osobiście wyznaję zasadę, że wolę się spóźnić z wysłaniem komuś diety, tekstu albo fotografii niż przekazać komuś coś co jest wykonane po łebkach. Zdarzyło mi się zwrócić komuś pieniądze dlatego, że moja doba okazała się za krótka. Dla mnie nie liczy się ilość tylko jakość. Po bardzo długich bojach poczuciem własnej wartości i wartości swojej pracy na rynku nauczyłam się starannie selekcjonować oferty współpracy, rezygnować z akcji, które zupełnie mnie nie interesują, mówić potencjalnym klientom, że najbliższe terminy są w przyszłym miesiącu. Pozwala mi to spać spokojnie, pracować w taki sposób, aby jakość mówiła sama za siebie i zachować wspomniany wyżej balans pomiędzy pracą a życiem prywatnym. W związku z tym, że nie mam biura i pracuję w 90% online, większość czasu spędzam w swoim mieszkaniu. Bywa to problematyczne, bo często pracuję w pidżamie albo zaczynam działać o 11:00, ale z drugiej strony, czy to źle? Doceniam to, że nie muszę gnać przez całe miasto w wysokich szpilkach i garsonce. Ma to swoje uroki.

Balans pozwala mi też zachować moja ulubiona aktywność fizyczna. Długo szukałam zanim znalazłam swoje ulubione treningi. Aktualnie moją największą zajawką jest joga. Praktykuję regularnie od ponad pół roku i widzę ogromny progres nie tylko w ciele, ale przede wszystkim w swoim myśleniu. Nic mnie tak nie odpręża jak 1,5 godziny jogi. Relaksuję się także spacerując z psem Hiltonem, jeżdżąc na rowerze po trójmiejskich lasach, leżąc w hamaku i gotując bez pośpiechu swoje ulubione dania. Pozwalam sobie na chwile tylko dla siebie. Nie zawsze było to dla mnie takie oczywiste. Bywałam pracoholikiem.

DIETETYCY.ORG.PL: Proszę opowiedzieć o tym jak powstała książka. Jak długo przygotowywała się Pani do jej napisania, co  było inspiracją i jak wyglądał proces tworzenia przepisów? Z jakiego dania jest Pani najbardziej zadowolona? Czy była jakaś potrawa, która nie przeszła pomyślnie selekcji do zbioru przepisów i co ją zdyskwalifikowało?

VIOLA URBAN: Pomysł napisania książki tlił się we mnie bardzo długo. Nie pamiętam dokładnie momentu, kiedy zakiełkował. W zasadzie od wczesnego dzieciństwa pisałam długie opowiadania do szuflady. Wtedy myślałam, że napiszę powieść ? Punktem przełomowym była rozmowa z moim chłopakiem, który kiedy usłyszał o moim pomyśle wydania książki skwitował to bardzo zdziwionym „Teraz??? Ale o czym?!”. Pomyślałam sobie wtedy, że muszę to zrobić, aby udowodnić sobie i partnerowi, że to możliwe, że potrafię. Jestem osobą, która lubi pokazywać innym, że nie ma rzeczy niemożliwych, więc bardzo się cieszę, że nie usłyszałam wtedy „fantastycznie, dasz radę, dla Ciebie to pestka!”, tylko coś co sprawiło, że książka stała się czymś mega ambitnym, prawie nierealnym. Lubię wyzwania. Ot, cała filozofia.

Formuła książki także ewoluowała z czasem, ale od początku chciałam wydać książkę śniadaniową. Odkąd zobaczyłam książkę Małgosi Minty, chciałam stworzyć coś podobnego, tylko, że w moim dietetycznym stylu. Chciałam napisać książkę, która pokaże ludziom, że dieta nie kończy się na owsiance i jajku na miękko. Za wszelką cenę chciałam pokazać czytelnikom, że zdrowe jedzenie może być bardzo, ale to bardzo urozmaicone, może trafiać w każdy styl życia i wyglądać naprawdę super. Po raz kolejny odezwała się we mnie estetka. Za każdym razem kiedy trafiałam na dobre książki lub blogi dietetyczne, w których brakowało ładnych zdjęć obiecywałam sobie, że u mnie będzie inaczej. Chcę kusić ludzi pięknymi fotografiami, a nie odstraszać czymś co wcale apetycznie nie wygląda. Myślę, że to się udało, bo dostałam całą masę przemiłych wiadomości o tym, że książka ma naprawdę piękne fotografie. Miód na moje spracowane serce.

Czy jest jakieś danie z którego jestem szczególnie zadowolona? Tak! Myślę, że nie jedna! Jest kilka przepisów, z których jestem niezwykle dumna, bo wymyśliłam je zupełnie sama i stały się hitem! Np. gofry z batatów, omlet z gofrownicy, budyń z komosy ryżowej albo gofry ziemniaczane z jajkiem sadzonym na wodzie. Generalnie lubię gofry i za punkt honoru postawiłam sobie zadanie, żeby przygotować je inaczej niż zwykle – bez cukru, bez pszenicy, z niewielką ilością tłuszczu.

A teraz pora na małą tajemnicę – wstępnie książka wcale nie miała być śniadaniami w 15 minut! Do takiego tytułu trochę zmusiło mnie wydawnictwo i w sumie chwała im za to, bo koncept szybkich śniadań był strzałem w dziesiątkę. Siłą rzeczy moje wstępne pomysły na bardziej skomplikowane potrawy musiały pójść w odstawkę. Planowałam w książce pokazać kilka przepisów na granolę, pieczywo etc. Ostatecznie wiem, ze nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Może wykorzystam te pomysły w kolejnych książkach…

DIETETYCY.ORG.PL: Wiele osób nie jada śniadań. Jak je przekonać do tego żeby zmieniły zdanie i nie zasłaniały się brakiem czasu oraz głodu?

VIOLA URBAN: Jedyne czym przekonuję ludzi do zmiany nawyków to smaczne jedzenie. Nie jestem zwolenniczką zmuszania kogokolwiek do czegokolwiek. Jeśli ktoś rzeczywiście rano nie odczuwa potrzeby jedzenia, to nie zmuszam go do jedzenia na siłę. To się kłóci z moją filozofią zdrowego żywienia. Jedzenie ma być odżywcze i przyjemne, a sam fakt jedzenia na siłę wprowadza niepotrzebnie napiętą relację z talerzem. Sama jem śniadania 2-3 godziny po przebudzeniu i u mnie sprawdza się to wyśmienicie. Książkowe podejście do jedzenia nie u każdego będzie się sprawdzać dobrze. Papier przyjmie wszystko, człowiek niekoniecznie. Swoim pacjentom standardowo zalecam w takich sytuacjach spróbowanie lekkich kolacji, bo zazwyczaj brak porannego łaknienia wynika z wieczornego obżarstwa. Jeśli to nie pomoże to po prostu przesuwamy posiłek o godzinę do przodu. Jeśli ktoś nie je śniadania, bo nie jest głodny to nie ma problemu. Problem pojawia się wtedy, kiedy rano taka osoba czuje się głodna, zdenerwowana i roztrzęsiona obniżoną glikemią, a mimo to biegnie na złamanie karku na 3 łykach kawy, a później sięga po drożdżówkę, bo niczego sobie nie przygotowała.

W przypadku braku czasu na poranne gotowanie zalecam dwie opcje. Pierwsza to sięganie po zdrowe gotowce: jogurt z musli i garścią borówek to naprawdę dobre rozwiązanie. Tak samo kanapka! Inną opcją jest poranne smoothie z dodatkiem płatków owsianych, kefiru i ulubionych owoców. Takie smoothie może być pełnowartościowym posiłkiem i bez trudu można je zabrać do samochodu lub autobusu. Można też wykorzystać przepisy z mojej książki z rozdziału „z lodówki”, czyli przygotować śniadanie poprzedniego dnia i rano zjeść je ze smakiem. Opcji jest naprawdę dużo.

DIETETYCY.ORG.PL: Internet to miejsce dla osób potrafiących łowić wartościowe informacje i oddzielać je od mylących i fałszywych. Co przykuwa Pani uwagę w działalności twórców internetowych – co sprawia, że dane treści są dla Pani interesujące, jak dokonuje Pani ich selekcji i kto jest dla Pani osobą godną inspiracji?

VIOLA URBAN: Trudne pytanie, a zarazem ciekawe. Powiem tak: na początku mojej działalności internetowej, czyli jakieś 5 lat temu, treści w internecie były łakomym kąskiem. Obserwowałam wszystkie strony i blogi z mojej dziedziny w obawie o to, że coś mnie ominie. Z biegiem czasu szum informacyjny stawał się nie do zniesienia, a ja coraz bardziej doceniałam jakość treści jakie do mnie trafiają. Z ponad 2000 obserwowanych profili zostało niecałe 150. Regularnie przestaję subskrybować profile, które podpadły. Szerzenie głupot, powielanie mitów, nieuzasadniony hejt, świecenie tyłkiem to dla mnie komunikaty, że treści nie są dla mnie.

Doceniam natomiast wnikliwość, szczerość, pokazywanie gotowych rozwiązań i dzielenie się nie tylko wiedzą, ale też własnymi przemyśleniami i doświadczenie. Z branżowych kanałów obserwuję między innymi Monikę Gabas, Jacka Bilczyńskiego, Dorotę Traczyk, Damiana Parola, Iwonę Kibil, Madzię Hajkiewicz i chłopaków z Dietetyki Sportowej. Wszystkie te osoby mam przyjemność znać osobiście. To młode, ale bardzo ambitne osoby, które pokazują, że nie trzeba mieć 20 lat działalności dydaktycznej, aby powiedzieć coś sensownego. Wystarczy dociekliwość, odpowiedzialność i chęć dzielenia się wiedzą z szerszą publicznością.

DIETETYCY.ORG.PL: Gdyby miała Pani wybrać 5 najpotrzebniejszych akcesoriów kuchennych bez których nie mogłaby Pani się obejść co by to było?

VIOLA URBAN: Zdecydowanie blender! To urządzenie tak ułatwia mi pracę, że nie wyobrażam sobie bez niego życia. Blender pomaga mi siekać cebulę, mielić orzechy, robić ciasto na naleśniki. Uwielbiam go – mój blender to moja 3 ręka. Lubię też swoją gofrownicę, wyciskarkę wolnoobrotową, patelnię do której nic nie przywiera i toster w którym odświeżam żytni chlebek. Nigdy nie zdołam się jednak przekonać do gotowania na parze. Taka moja mała wada :D

DIETETYCY.ORG.PL: Jako ostatnie pytanie: mamy czerwiec – proszę o kulinarną czerwcową inspirację, taką która jest niepowtarzalna w innych miesiącach roku.

VIOLA URBAN: Szparagi, rzodkiewki, chrupiąca sałata, botwinka, młode ziemniaki, dużo koperku, pierwsze truskawki i mój ulubiony rabarbar! Od czego by tu zacząć? Może omlet ze szparagami i botwinką? Innego dnia danie na styl hiszpańskiej tortilli z młodymi ziemniaczkami, groszkiem, fetą i dużą ilością koperku. Duszony rabarbar z truskawkami i owsianką na mleku kokosowym. Prosta śniadaniowa sałatka z gotowanych ziemniaków, ogórków małosolnych, rzodkiewek, ziół i jogurtu podana z jajkiem na miękko. Rozmarzyłam się. W czerwcu naprawdę można jeść królewsko, to chyba najlepszy miesiąc na zmiany w swoim jadłospisie. Pozostaje mi życzyć smacznego!